poniedziałek, 11 listopada 2013

1. Słowem wstępu



Królestwo Berenholda – największe na całym świecie, o niezbyt wyszukanej nazwie i niespecjalnie ciekawej historii. Choć inną sprawą jest, że wiele faktów zatajono przed ludem. To, czego uczą na historii w szkołach, jest prawdą, ale najciekawsze wątki i wydarzenia pominięto, choć prawdopodobnie głównie dla dobra pierwszego króla Berenholda.
(Uwaga! Przedstawiona przeze mnie historia, będzie bardzo okrojona.)


Ponad tysiąc lat temu.

Berenhold był synem wodza pewnego plemienia, które żyło przy granicy z Cesarstwem TunLun. Jak nazywało się owo plemię, a nawet ojciec późniejszego króla – nie wiadomo. Być może i wtedy istniało prawo o ochronie danych osobistych, ale to i tak byłoby nieistotne dla tej historii. Wracając do rzeczy, Berenhold był zafascynowany stylem życia i ideą życia w zjednoczonym społeczeństwie. Dlatego postanowił, że znajdzie miejsce, w którym i on mógłby stworzyć takie „cesarstwo”. Kiedy podjął decyzję, wszystko potoczyło się gładko. Charyzmatyczna osobowość i zapał zjednały mu większość głosów współplemieńców. Nie bacząc na niebezpieczeństwa wziął ze sobą grupę zbrojnych ludzi, kilku rzemieślników oraz miejscowego wróżbitę i wyruszył w głąb niezbadanego dotąd terenu. Nie wielu śmiałków się tam zapuszczało z powodu olbrzymiej puszczy, którą zamieszkiwały ponoć ogromne bestie i wiedźmy. Chcąc być postępowym, Berenhold postanowił odrzucić na bok pogłoski i bajania. Wkroczył w puszczę i z sercem pełnym nadziei, wyruszył na poszukiwania swego „cesarstwa”. Przez wiele dni podróżowali nie napotykając żadnych niebezpieczeństw. Jednak wszystko, co dobre szybko się kończy. Podczas jednego z postojów zostali zaatakowani przez stado wielkich wilków, innym razem natknęli się na chatę wiedźmy, o dziwo bardzo urodziwej. Kilka dni później mieli potyczkę z grupą koczowników, a jeszcze tego samego dnia musieli przenieść obóz, gdyż rozbili go przy leżach niedźwiedzi. Po trwającej miesiąc wędrówce Berenhold, wraz z nieco uszczuploną grupą swoich ludzi, dotarł na piękne wzgórze, które posłużyło mu, jako miejsce budowy nowej osady. W pobliżu była rzeka, a kawałek dalej złoża żelaza, o których dowiedział się później. Szczęście mimo wszystko mu sprzyjało. Kiedy, przy pomocy rzemieślników, zbudowali niewielką osadę chronioną palisadą, postanowił sprowadzić tu resztę swego plemienia. Tym razem wybrał tylko paru ludzi i razem z nimi wyruszył do granic. Po około dwóch miesiącach wrócił z grupą współplemieńców. Osada przez ten czas trochę się rozrosła. Jednak, aby się rozwijać, Berenhold musiał wycinać drzewa. Przez około dwa lata wyciął olbrzymie połacie puszczy. Pewnego razu, jego ludzie donieśli mu, że natknęli się podczas wycinki na chatę. Niestety zamieszkana ona była przez wiedźmę. Za nic nie chciała się wynieść, a do tego napuszczała na jego ludzi dzikie bestie. Musiał coś z tym zrobić, gdyż osadnicy zaczęli się niepokoić. Przez ostatni rok udało mu się przekonać do przyłączenia sąsiednią wioskę, którą odkrył podczas polowania. W zamian za wyminę towarów zdecydowali się przystać na propozycję. Wiedział on jednak, że to nie jedyny powód. Jego osada była znacznie potężniejsza, miał więcej ludzi i był dobrze uzbrojony. Jego marzenie było w zasięgu ręki, a tu nagle na drodze staje mu wiedźma. Musiał się z nią szybko uporać. W planach miał ślub z uroczą młodą zielarką i ogłoszenie siebie królem nowo powstałego królestwa. Doradził mu to wróżbita. Jeśli ludzie zaczną obawiać się jakiejś wiedźmy, a ona nie przestanie uszczuplać jego zasobów ludzkich, przy pomocy tych swoich dzikich bestii, wtedy nici z rozwoju. Pod wpływem impulsu wybrał się sam do wiedźmy. Ona zaskoczona wyglądem Berenholda postanowiła go uwieść. Rzecz jasna Berenhold poddał się jej czarom i spędził noc z wiedźmą. Kiedy obudził się i uświadomił sobie, co właśnie uczynił, uciekł czym prędzej do osady. Po kilku miesiącach wiedźma zawitała u drzwi jego domu, oznajmiając mu, że nosi jego dziecko. Oburzony Berenhold przepędził ją z osady i wysłał za nią zbrojnych. Podczas ucieczki wiedźma poroniła, ale zdążyła ukryć się i przeczekać pościg. Jej chata została spalona, a ona poprzysięgła zemstę. Kiedy Berenhold został ogłoszony królem i poślubił swą ukochaną, wszyscy myśleli, że teraz zacznie się dla nich złoty czas. Koczownicy żyjący w puszczy postanawiali przyłączać się do osadników, widząc korzyści w takim trybie życia. Powstawało wiele farm, a myśliwi wybili sporą część wielkich wilków i niedźwiedzi. Ludzie czekali jednak na potomka. Minęło kilka lat, a ich królowa wciąż nie powiła syna, ani córki, jednak w najbliższym czasie miało się to zmienić. Kiedy w końcu ogłosili, że spodziewają się potomka, wyprawiono wielką ucztę. Ku nieszczęściu króla i do wiedźmy dotarły te wieści. Zjawiła się na uczcie i przeklęła Berenholda i jego ród.

 Niech gwiazdy przygasają,
a ich moc słabnie,
gdy twoi synowie na świat przychodzić będą.
Niech ześlą na nich brzemię zodiakalnego patronatu.

Wróżbita wyjaśnił potem królewskiej parze, że wiedźma rzuciła na ich ród klątwę zodiaku. Kiedyś spotkał pewnego czarownika, który opowiedział mu wiele o urokach i klątwach. Teraz każdy chłopiec urodzony w głównej linii rodu Berenholda, urodzi się obarczony tą klątwą. Tak też się stało. Ich syn urodził się ze znamieniem na przedramieniu. Był to symbol zodiakalnego raka. Od tej pory każdy „syn Berenholda” rodził się z tą klątwą. Jednak była ona przechodnia. Po urodzeniu się następcy mężczyzna był od niej uwalniany. Nie cieszyło to jednak nikogo, za każdym razem klątwa nabierała na sile. Mimo tego, ród Berenholda włada tym królestwem już ponad tysiąc lat. Jego następcy nadal noszą na sobie brzemię jego lekkomyślności, ale starają się z tym jakoś żyć i mają nadzieję, że w końcu uda się im pozbyć tej klątwy.
Może właśnie teraz nadszedł ten czas.


Dwadzieścia sześć lat temu


– Królu Edwardzie! Panie! Proszę zaczekać – sapał mężczyzna ubrany w długi, granatowy płaszcz.
Król przystaną i odwrócił się leniwie.
– Tak, Alistrze – westchnął znużony. – Cóż to się stało, że tak krzyczysz.
Alister podbiegł do króla ciężko dysząc, ale na jego twarzy malował się szeroki uśmiech. Edward spojrzał na niego podejrzliwie. Czyżby znowu się upił, pomyślał. Nie wyczuł jednak zapachu alkoholu.
– No więc – popędzał go król. – Jestem naprawdę zmęczony. Przez trzydzieści minut słuchałem wrzasków mojej rodzącej siostry, byłem gryziony i drapany. Uratował mnie tylko lekarz, który w końcu się raczył pojawić. Dlatego proszę cię Alisterze. Przestań się tak głupkowato uśmiechać i mów o co chodzi!
– Tak, wasza wysokość. Byłem właśnie w obserwatorium i udało mi się dostrzec coś ciekawego, a wręcz wspaniałego. Sprawdzając horoskop dla waszego siostrzeńca oraz co przyniesie mu przyszłość, otrzymałem od gwiazd wspaniałą wiadomość - powiedział pełen entuzjazmu. - A gdzie podział się mąż waszej siostry, panie? - zapytał z czystej ciekawości.
– Czyli to jednak będzie chłopiec....
– Słucha mnie wasza wysokość?
– Tak, oczywiście. Cóż to za wspaniała wiadomość?
– Nadarzy się okazja na zdjęcie klątwy!
Król spojrzał osłupiały na nadwornego astrologa. Czyżby to miało wydarzyć się naprawdę? Czyżby była szansa na ocalenie przyszłych pokoleń? Zamyślony podszedł do okna i spojrzał w gwiazdy. Jeszcze tylko kilka dni i znów będzie musiał wyjechać na miesiąc. Jego narzeczona bardzo tego nie lubi. Zna już sekret jego rodziny i w pełni go akceptuje, ale czy on da sobie radę, gdy przyjdzie mu wychowywać swoje dzieci obarczone klątwą? Dzieci?! Młody król oblał się rumieńcem. Aby mieć dzieci trzeba…
– Ja mam dopiero osiemnaście lat!
– Coś nie tak panie?
– Nie… To, co powiedziały gwiazdy?